Prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, w czym dokładnie bierze udział i jakie zakończenie może mieć ta ryzykowna gra. Szpiegowała głównie ze względów finansowych, bo bogactwo było jej najważniejszym kochankiem. Za nie, Mata Hari, najsłynniejsza femme fatale w dziejach historii, zapłaciła najwyższą cenę.

Wczesnym rankiem 15 października 1917 roku ze spokojnego snu Matę Hari wybudził Maître Edouard Clunet. Adwokat, a wraz z nim duchowny, dwie siostry zakonne i kapitan Bouchardon oznajmili jej, że już czas. Spytała, czy może jeszcze napisać dwa listy. Na prośbę przystano. Usiadła na brzegu łóżka swojej brudnej celi w więzieniu Saint-Lazare i z pośpiechem zapełniała papier słowami. Listy przekazała Clunetowi. Narysowała jeszcze coś figlarnego na swoich pończochach, po czym zawiązała jedwabne wstążki na udach, stopy wsunęła w eleganckie buty na wysokich obcasach i założyła aksamitną czarną pelerynę, która obszyta była futrem. Jej kruczoczarne włosy splecione były w warkocze, które subtelnie po raz ostatni owinęła wokół głowy. Włożyła duży ciemny kapelusz, chwyciła parę dziecięcych rękawiczek, po czym powiedziała spokojnie – jestem gotowa. Niczym najlepsza aktorka, wyszła z celi, by zagrać ostatni akt swojego życia.
Przez spowity jeszcze nocą Paryż i jego opustoszałe ulice, samochód z Matą Hari pognał w kierunku Caserne de Vincennes, gdzie czekał już na nią pluton egzekucyjny. Gdy słońce zaczęło wschodzić, Hari stała już na placu, niezłomnie patrząc na swoich oprawców, którzy mieli zaraz zakończyć jej żywot. Tancerce podano opaskę na oczy, ale odmówiła włożenia jej. Nie miała też skrępowanych rąk, dzięki czemu zdołała jeszcze posłać pocałunek w stronę dwunastu żuawi, tworzących pluton egzekucyjny. Po salwie strzałów powoli, bezwładnie opadła na kolana. Nie opuściła głowy, a jej twarz nie zmieniła się. Jak relacjonował Henry Wales, brytyjski reporter obserwujący egzekucję, wydawało się, że do końca wpatrywała się w tych, którzy właśnie odebrali jej życie. Potem upadła do tyłu. Podoficer nadzorujący egzekucję podszedł do ciała, wyciągnął rewolwer i strzelił jej w głowę, by upewnić się, że nie żyje. Tak umarła Mata Hari, choć jej legenda nadal jest żywa.
Egzotyczna piękność z Holandii
Wbrew historii, jaką wokół siebie stworzyła Margaretha Geertruida Zelle – bowiem tak brzmiało jej prawdziwe nazwisko – nie pochodziła z Indonezji, lecz z Holandii. Urodziła się 7 sierpnia 1876 r. w Leeuwarden jako najstarsza z czworga dzieci państwa Zelle. Jej ojciec był właścicielem sklepu z kapeluszami, lecz dzięki sprawnej inwestycji w przemysł naftowy, stał się na tyle zamożny, by zapewnić rodzinie dobrobyt. Margaretha uczęszczała do ekskluzywnych szkół i była przyzwyczajona do bogactwa. Do czasu. Gdy skończyła 13 lat, jej ojciec zbankrutował, co doprowadziło do rozwodu jej rodziców. Niespełna dwa lata później zmarła jej matka. Życie przestało być beztroskie.
Jej ojciec ożenił się ponownie dwa lata później, lecz rodzina, jaką znała dziewczynka, rozpadła się. Zelle opuściła ojca i zamieszkała z chrzestnym w miejscowości Sneek, mając zaledwie 15 lat. Podjęła się też nauki na przedszkolankę, lecz dość szybko wdała się w romans ze znacznie starszym od siebie dyrektorem placówki. Gdy romans się wydał, usunięto ją ze szkoły z wilczym biletem, który przekreślił dalsze szanse na jej edukację. Okryta hańbą, kilka miesięcy później przeprowadziła się do swojego wuja w Hadze. Musiała też pójść do pracy, choć i to nie dawało nadziei na przyzwoite życie, do którego przywykła w dzieciństwie.
Pozostawała jeszcze jedna opcja – wyjść bogato za mąż

fot. Wikimedia Commons
Namiętnie więc czytała rubrykę towarzyską w gazetach, szukając nowego planu na życie. U progu pełnoletności znalazła korzystny – jej zdaniem – anons matrymonialny zamieszczony przez kapitana holenderskiej armii kolonialnej Rudolfa MacLeoda. Odpowiedziała, a sprawy potoczyły się dalej same. Do ślubu doszło w Amsterdamie 11 lipca 1895 roku, choć nie była to romantyczna historia, a transakcja korzystna dla obu stron. Choć małżeństwo otworzyło jej drzwi do holenderskich wyższych sfer, nie należało do udanych. Młoda małżonka zgodziła się przeprowadzić do Malang na wschodniej części wyspy Jawa w maju 1897 r.
Wkrótce na świat przyszło dwoje dzieci pary – syn Norman John i córka Louise Jeanne. W tym czasie MacLeod pogrążał się w alkoholizmie i regularnie bił swoją młodszą o dwadzieścia lat żonę. Winił ją za wszelkie niepomyślności swojej kariery wojskowej. Nie krył się również z kochankami. Choć Zelle nie pozostawała mu dłużna w tym aspekcie, jej bezpiecznym azylem od problemów stała się indonezyjska kultura i lokalny, jakże zmysłowy taniec. Tak zaczęła się rodzić Mata Hari, o której wkrótce usłyszeć miał świat.
Tragedia, która zmieniła wszystko
Zanim jednak się to stało, Margaretha znalazła się na ustach wielu za sprawą tragedii, która dotknęła jej dzieci. Niewierny MacLeod prawdopodobnie po kolejnej swojej przygodzie przywlókł ze sobą do domu syfilis, którym zaraził Zelle. Choroba przeszła również na ich potomstwo, choć oficjalnie podejrzenia skierowano na nianię, która miała otruć dzieci w zemście za złe traktowanie żołnierzy podwładnych MacLeodowi, w tym jej narzeczonego. Jeanne przeżyła, ale Norman zmarł. Ten cios doprowadził do rozwiązania małżeństwa z niewiernym mężem. Para powróciła do Holandii i ostatecznie wzięła rozwód 30 sierpnia 1902 roku. Bez środków do życia, młodej matki nie było stać na utrzymanie Jeanne, więc dziewczynka wbrew woli matki pozostała pod opieką ojca.
„Taniec jest wierszem, którego każdy ruch jest słowem”
W 1903 roku Margaretha przeprowadziła się do Paryża, gdzie podjęła się m.in. pozowania artystom. Wierzyła, że w ten sposób, uda jej się zebrać pieniądze na walkę o opiekę nad córką. Nie były to jednak na tyle istotne zarobki, by pozwoliły jej się utrzymać w Paryżu, nie mówiąc już o najęciu adwokata. Biorąc pod uwagę dawną porażkę edukacyjną, jedynym asem w rękawie zdawała się być jej nietuzinkowa uroda. Sprytnie więc zbudowała nowy wizerunek tajemniczej, egzotycznej tancerki, który miał jej pomóc w dojściu do bogactwa. Wykorzystała zmysłowe ruchy taneczne, których nauczyła się w Indonezji i wkrótce objawiła się światu jako Mata Hari, co w języku malezyjskim oznacza “oko poranka”.

Nie umiała dobrze tańczyć, ale jej spektakle pełne były tajemniczego erotyzmu. Sama wymyślała choreografię, wybierała oryginalną wschodnią muzykę, by w oparach kadzideł wyjść na scenę odziana w prześwitujące apaszki, które w trakcie tańca zdzierała z siebie stopniowo, by w końcu pozostać jedynie w samej biżuterii.
Zadebiutowała 13 marca 1905 roku w Musée Guimet i z miejsca odniosła spektakularny sukces. Ludzie przychodzili na jej występy, bo była pierwszą kobietą, która ośmieliła się publicznie występować nago. Zadziałało. Co więcej, jej nowy wizerunek powoli przejmował osobowość Margarethy Zelle, a sukces i pieniądze skutecznie pozwoliły zapomnieć o przeszłości. Nowa, ulepszona Mata Hari żyła we własnym świecie fantazji, gdzie ceną za wystawny styl życia była jedynie jej godność. Jej prowokacyjny styl szybko podchwyciła prasa na całym świecie. Dziennikarze rozpisywali się na temat smukłej, egzotycznej tancerki, która w tańcu przypominała zwinne dzikie zwierzę. Erotyzm otworzył jej drzwi blichtru, salonów i bogatych kochanków. Przyciągnęła wielu wysoko postawionych urzędników i wojskowych, którzy hojnie wynagradzali jej zmysłowe towarzystwo. Wreszcie pławiła się w luksusie, o jakim marzyła. Igrała z ogniem, ale to jej nie powstrzymywało. Jej ciało podrygiwało w tysiącach różnych rytmów przez blisko dekadę, do czasu wybuchu I wojny światowej, która definitywnie zrujnowała jej sceniczną karierę.
Tancerka, kurtyzana… szpieg
Wojna zamknęła drzwi teatrów, więc Mata Hari musiała drastycznie zdywersyfikować swoje źródła dochodu. Miała jednak to szczęście, że była obywatelką Holandii, która była neutralnym krajem podczas wojny. Biegle władała kilkoma językami, więc uwodzenie nowych kochanków poza granicami Francji nie stanowiło problemu. Pech chciał, że zakochała się w rosyjskim pilocie służącym Francji – Vadimie de Masloffie. Został on jednak wkrótce ciężko ranny na polu walki, a jedyną możliwością kontaktu Hari z ukochanym była kooperacja z francuskim rządem. Ten z kolei świadomy był kontaktów kurtyzany z niemieckimi wojskowymi. Francuskie biuro wywiadu zaoferowało więc tancerce milion franków w zamian za uwiedzenie niemieckiego następcy tronu księcia Wilhlema i dostarczenia informacji o planach wojennych wroga. Mata Hari najwyraźniej poczuła, że jest to dobry sposób na szybką gotówkę, oferując, że w zamian za pieniądze podzieli się z Niemcami francuskimi tajemnicami. Historycy są jednak zgodni co do tego, że Zelle nie była dobrym szpiegiem. Informacje, jakie zdobywała nie były znaczące dla żadnej ze stron. Prawdopodobnie dlatego niemieckie biuro zakończyło z nią układ, wydając jej podwójną tożsamość Francuzom.
„Kurtyzana, owszem. Szpieg? Nigdy!”
13 lutego 1917 roku Mata Hari została aresztowana w swoim pokoju w hotelowym na Polach Elizejskich w Paryżu. Została postawiona przed sądem i oskarżona o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Przedstawiono jej sfabrykowane dowody i szybko wydano wyrok. Ten najwyższy.

Chociaż wywiad francuski nie był w stanie przedstawić przeciwko niej konkretnych dowodów, potrzebował dobrej prasy. Mijał właśnie rok od wojny pod Verdun i wraz z klęską ofensywy wojsk w Szampanii, Francja przegrywała wojnę. Szukano więc kozła ofiarnego, kogoś, kto w oczach czytelników da poczucie, że Francuzi mają na arenie wojennej mimo wszystko jakieś sukcesy. Mata Hari idealnie wpisywała się w te założenia. Pojmanie niemieckiego szpiega, na którego można chwilowo zrzucić winę za porażki militarne, było wygodnym rozwiązaniem dla francuskiego rządu. To tłumaczy, dlaczego jej śmierć była tak mocno nagłośniona w prasie.
Zelle co prawda złożyła bezpośredni apel do prezydenta Francji o ułaskawienie, lecz nie doczekała się odpowiedzi. W zamian, doprowadzono ją przed pluton egzekucyjny, gdzie wykonano wyrok na kobiecie, która padła ofiarą własnej legendy.