Wbrew pozorom szata zdobi człowieka. Jak powiedział kiedyś Mark Twain: „nagi człowiek ma niewielki lub żaden wpływ na społeczeństwo”. To, co na sobie mamy zawsze niesie pewien przekaz – nie bez powodu uczniowie noszą szkolne mundurki, lekarze kitle, a prawnicy togi. Choć biznesowy dress code nie określa aż tak dokładnie funkcji, którą sprawujemy, jest niezwykle ważną wizytówką w biznesie i poza nim. Kreuje naszą markę, buduje wizerunek i jasno wskazuje stosunek do otoczenia, w którym się obracamy.
Dress code bardzo dużo potrafi powiedzieć o człowieku. Zdradza m.in. takie szczegóły, jak pozycja, status majątkowy, ale także i poziom dbałości o siebie (co istotnie przekłada się na postrzeganie w biznesie). Może też świadczyć o firmie czy instytucji, w której dana osoba jest zatrudniona. Dlatego pracodawcy ustalają zbiór zasad dotyczących ubioru obowiązujących w ich organizacji. Ale nie chodzi tylko o to, aby się nie wyróżniać, ale o to, że decydując się na podjęcie pracy w danej firmie, godzimy także na reprezentowanie jej marki. A poprzez znajomość zasad dress code’u i savoir vivre’u budujemy również i własny wizerunek, który wpływa na reputację, podążającą za nami przez kolejne szczeble kariery. Dlatego warto stosować się do zasad dress code’u
Moda rozkwitła i stała się ważną, osobistą wizytówką
Przez dziesiątki lat dress code pozostawał niekwestionowaną cechą społeczeństwa, która pozwalała odróżniać warstwy społeczne. W latach 20. ubiegłego wieku moda niezwykle silnie powiązana była ze sportem, na który stać było najbogatszych. Książę Walii, dla przykładu, wprowadził męski dress code na pole golfowe, dzięki czemu styl zaczął kojarzyć się pozycją.

Rudolph Valentino/ Pinterest.com
W Hollywood natomiast ważną rolę ikony stylu zaczęli odgrywać kinowi amanci tacy jak Rudolph Valentino czy Gary Cooper, których szybko zaczęto kopiować na całym świecie. Każda dekada miała swojego ambasadora, który wprowadzał styl na kolejny poziom.

W latach 30. kierunek mody mężczyznom wyznaczył Al Capone swoimi słynnymi dwurzędowymi marynarkami o charakterystycznie szerokich ramionach i kapeluszem. Fred Astaire z kolei rozsławił frak i cylinder. Lata 40. inspirowały stylowym Frankiem Sinatrą, a Humphrey Bogart do męskiej garderoby wprowadził na stałe trencz. Potem nastał czas seksownych buntowników pokroju Marlona Brando czy Jamesa Deana, a w biznesie wśród flanelowych klasycznych garniturów, uformowały się dwie klasy białych i niebieskich kołnierzyków – czyli biznesmenów i pracowników fizycznych.

Ubranie ponownie było środkiem przekazu. Ukazywało rozmówcy, z kim ma do czynienia. Do tego stopnia, że w latach 80. natomiast mężczyźni zamiast ubierać się, przebierali się za zamożnych i potężnych, co obrazowały pokaźnych rozmiarów poduszki wszyte ramiona w marynarki garnituru. To jednak zmieniło się już dekadę później, bo lata 90. należały do finansistów z Wall Street z charakterystycznymi szelkami do spodni. Współczesność – mimo powrotu do rzetelnego rzemiosła jakim jest be spoke – zwraca się ku mężczyźnie samemu sobie. Dobrze uszyty garnitur to już nie tylko wizytówka i przekaz sfery, do której przynależy właściciel. To przede wszystkim „druga skróra”, która podkreśla wszystko, co najlepsze w mężczyźnie, nie przytłaczając go.

Ubrania, które nosimy mają więc niezwykle istotny wpływ na to, jak postrzegają nas nasi inni w biznesie. Przestrzeganie dress code’u może nawet pomóc wspiąć się po szczeblach kariery. W końcu nie na darmo istnieje powiedzenie “ubierz się do pracy, o której marzysz, a nie do tej, którą masz”. Historia zasad ubioru zdaje się mieć od lat ten sam przekaz – nigdy nie przeceniaj mocy ubrania, które na sobie masz. Niezależnie od pozycji w CV, umiejętność stosownego ubioru jest wręcz jedną z ważniejszych kompetencji w biznesie, bo nawet, gdy mamy do przekazania najlepszej jakości know-how, bez odpowiedniego wyglądu dotrzemy jedynie do pewnego szczebla kariery. Wbrew pozorom nie tak trudno się tego nauczyć, a warto. W imię budowania własnej marki.